Na Blogu co jakiś czas dało się na pewno odczuć pewien mój ból związany ze słabym przystosowaniem mojego laptopa do systemu Linux. Na Viście prawie wszystko pięknie działało pod Linuksem problemy były przede wszystkim z dźwiękiem i grafiką gdy podłączało się jakiś zewnętrzny rzutnika a od kiedy zniknęły zamknięte sterowniki do karty bezprzewodowej z Linuksa również z podłączaniem się do sieci z certyfikatami.
Liczyłem po cichu, że z którymś wydaniem ALSA czy Ubuntu wszystko nagle zacznie działać - ale się przeliczyłem. Stoi obok na biurku jakiś 1 GHz Duron z 600 MB RAM i tutaj Ubuntu by działało obsługując wszystko - ale znowu przydałby się jakiś KVM żeby "wygodnie", tak to nazwijmy, pracować.
Wszystko zmieniło się wczoraj a raczej z wczoraj na dzisiaj. Współlokator dla wygody zainstalował sobie VirtualBoxa. Mu Linuks na laptopie działał tyle tylko, że niewygodnie było mu się przełączać. Pomyślałem - to jest wyjście.
Na wstępie okazało się, że mam za mało pamięci RAM aby choćby go zainstalować. Kupiłem więc 4 GB i włożyłem. KUbuntu się zainstalowało jedna za chiny ludowe no po prostu za nic nie chciało ruszyć. No nie - wybuliłem pieniądze na sprzęt, który nie działa : pomyślałem. Nagle uświadomiłem sobie, że mój Windows Vista trochę już na tym komputerze ciągnie i działa szalenie wolno. No to wio ! Wywaliłem z komputera Linuksa, zrobiłem nowe partycje, zainstalowałem system na nowo, zaktualizowałem sterowniki, dociągnąłem SP 1 aby obsłużył 4 GB RAM. Z zapartym tchem odpalam instalację KUbuntu na VirtualBox - wow uruchomiła się w trybie graficznym, wcześniej tylko w biednym ncurses. Wszystko zadziałało.
Jedyne dwie rzeczy, które musiałem dopracować to instalacja guest additions w KUbuntu i dodanie współdzielonego folderu fstab. Od teraz jestem szczęśliwym użytkownikiem Linuksa, w którym wszystko działa ładnie, zgrabnie. Mając w końcu wygodną platformę developerską zaczynam też cieszyć się w spokoju światem Windows nie będąc na niego skazanym :) Możliwość wyboru czyni wolnym.
No comments:
Post a Comment