Saturday, November 19, 2011

Scala - scratch the surface

Nareszcie! Trafiłem na naprawdę fajne wprowadzenie do języka Scala, które ostatecznie dało mi posmak tego języka, zobligowało do za instalowania Scala IDE na komputerze i napisania kilku prostych klas, oraz fragmentu kodu.

Mowa oczywiście o Scala for Java Refugees Daniela Śpiewaka, żałuję tylko, że nie trafiłem na to trzy lata temu (wpisy są z 2008 roku), ale może to była też kwestia dojrzewania do tego języka? Nie wiem. Wiem jedno, że język jest naprawdę fajny, chociaż w przeciwieństwie do Rubego - to co napiszę zdarza się nie działać.

Język jest ogromny i jego poznawanie może mieć wyłącznie charakter stopniowy. Jest tego po prostu za dużo. Zresztą, każdy język programowania ma obszary, których nigdy nie potrzebowałeś, nie używałeś - Scala ma ich po prostu więcej.

Na razie jednak zaczynam pisać projekt w Rails-ach, a w świecie JVM przygotowuję się do Certyfikatu wydawanego kiedyś przez Sun, a teraz Oracle, dla programistów Java. Tak więc "mieszanie" sobie Scali z Javą może być niebezpieczne na tym etapie. Do następnego razu.

Thursday, November 17, 2011

PhantomJS i Ruby - czyli przygody małe i duże

No więc stało się. Jestem programistą Javy. I co z tego? A no trzeba w domu jakoś odreagować.
Na pierwszy ogień poszedł Ruby i to nie byle jaki jak 1.9.3-p0. Windowsowa paczuszka ściągnięta wprost z RubyInstaller ślicznie zadomowiła się w moim systemie operacyjnym, dając mi nawet w trakcie instalacji dodać poleceni ruby do ścieżki systemowej.

No ale nie o Rube-go chodzi tylko o chęć napisania jakiegoś drobiazgu z meta-programowaniem. No więc potrzebny jest edytor.

gem install redcar
redcar install
redcar
I moim pięknym oczom ukazał się turbo edytor RedCar - i od razu zrezygnowałem nawet z myśli o płaceniu za TextMate na Mac-u. Napisałem sobie bardzo prosty program, który pozwolę sobie dumnie nazwać klient "REST". Tak naprawdę to prawie na jedno by wyszło jakby podziedziczył po Net::HTTP, ale że miało być "meta-programowanie" to wyszło tak:


require 'net/http'
require 'uri'

class REST
def self.method_missing(m, *args, &block)
uri = URI(args[0])
Net::HTTP.start(uri.host, uri.port) do |http|
puts "Calling #{m} REST call."
return http.send(m.downcase.to_sym, uri.path)
end
end
end

res = REST.GET("http://www.google.pl/")
puts res.body


Nikt, nie mówił, że jest się czym chwalić, ale coś mnie tchnęło, żeby pobrać (a co) zawartość wyżej wymienionej strony w PhantomJS. Trwa to wieki i gdyby tak działała przeglądarka to pewnie zrezygnowałbym z Internetu, albo kazał, za korzystanie z niego, sobie płacić, ale ... na szczęście Google Chrome ładuje WebKit raz a nie za każdym razem gdy otwieram zakładkę - więc da się żyć. Na stronie projektu, gdy napisałem już skrypt w JavaScript zauważyłem, że mogę też podawać skrypty w CoffeeScript pominę więc moje wypociny w JS i podam odrazu wersję Coffee, a jak interesuje Cię co napisałem w JS to wklej sobie poniższą zawartość na stronie Try CoffeeScript i będziesz wiedział.

page = new WebPage()

if phantom.args.length == 0
console.log 'Usage: google.coffee some-url'
phantom.exit()
else
t = Date.now()
address = phantom.args[0]
page.open address, (status) ->
if status != 'success'
console.log 'FAIL to load the address'
else
t = Date.now() - t
console.log 'Loading time ' + t + ' msec'
console.log 'Page content is \n' + page.evaluate () ->
document.documentElement.innerHTML
phantom.exit()


Edytor kodu na Blogger jak zwykle daje ciała nie wspierając wstawek kodu źródłowego, ale co tam. Najgorsze, że RedCar nie ma wsparcia dla CoffeeScript, ale może się dorobi jak skończy być Alphą. No nic, czas kończyć. Na dziś starczy już tego dobrego wracamy do Thinking in Java, którego autor i tak co 100 zdanień kończy stwierdzeniem w stylu "Java to ogromny krok na drodze postępu w tej dziedzinie, ale Python i tak robi to lepiej."

P.S. Moim ogromnym odkryciem w Ruby było odkrycie, że każdy operator to metoda. Kiedyś nie mogłem znaleźć w dokumentacji co dokładnie robi ~= (czy tam =~) bo szukałem jakiegoś działu dokumentacji Ruby-Doc, który definiowałby operatory zamiast sprawdzić metodę =~ klasy String albo RegExp.

Friday, September 16, 2011

Sposób na zrywane sesje SSH

Nie wiem dlaczego, ale albo mój router, albo mój dostawca (UPC) wciąż zrywa nieaktywne sesje SSH. Nie ma mowy o zostawieniu Puttego w tle choćby na kwadrans. Po kilku minutach okno informuje mnie iż połączenie zostało zerwane i muszę wracać do mojej pracy ponownie. Frustrujące.

Jest na to sposób. Zostawienie otwartego w konsoli Screena, który na dolnym pasku wyświetla godzinę. Tak więc wpis:
caption always "%`$USER%`@%H: %{kg} %L=%-Lw%45>%{yk}%n%f* %t%{-}%+Lw%-0< %= %{yk}%c%{kg} load:%l"
w pliku ~/.screenrc właściwie załatwia sprawę. Kwestia startowania sesji podczas każdego logowania. Można to załawić dodając na końcu pliku ~/.bashrc
# Start or resume screen
if [[ -n "`screen -ls | egrep '\.default(.*)(Detached)'`" ]]; then
    screen -r default
elif [[ -n "`screen -ls | egrep '\.default(.*)(Attached)'`" ]]; then
    false
else
    screen -S default
fi

Monday, September 12, 2011

Internet i MMSy w Play na HTC Dream

Teoretycznie skonfigurowanie telefonu w play to wysłanie SMSa o treści "play" na numer 9999. Jeżeli posiadasz HTC nie jest to tak proste. Na moim HTC Dream wymagało to podjęcia następujących kroków:
Menu > Ustawienia > Opcje bezprzewodowe > Sieci komórkowe >  Punkty Dostępowe > Menu > Nowa nazwa APN


Internet


  • Nazwa: Internet
  • APN: internet
  • MCC: 260
  • MNC: 06
  • Typ APN: default


MMS

  • Nazwa: MMS
  • APN: mms
  • MMSC: http://10.10.28.164/mms/wapenc
  • Proxy dla wiadomości MMS: 10.10.25.5
  • Port MMS: 8080
  • MCC:260
  • MNC: 06
  • Typ APN: mms
Po zapisaniu uruchom ponownie telefon.

Saturday, September 3, 2011

Ruby On Rails 3.1 - dzień pierwszy

Zawsze uważałem, że najlepszy poradnik, to zbiór wskazówek pisanych przez początkującego, nie koniecznie zaś zapełniane przez mądrego człowieka annały, które jak na początek, mogą być za mądre. Równocześnie, najlepiej aby początkujący miał już doświadczenie z innymi podobnymi zagadnieniami  jednak w danej technologii był początkujący. Taki układ daje duże szanse, że poradnik będzie profesjonalny, pisany prostym językiem i zrozumiały dla maluczkich, którzy oczekują prowadzenia krok po kroku. Mam nadzieję, że moje wpisy o Ruby On Rails 3.1 takie właśnie będą.

Dlaczego?

Mam za sobą już, od jakiegoś czasu, Rails for Zombies, czytałem o Ruby On Rails i jeszcze nigdy nie spotkałem się z osobą, która zaczęłaby kurs Railsów od RVM. Podstawy podstaw - jak na mój gust.

Gdy piszesz jakikolwiek program, aplikację musisz zdecydować się na dwie rzeczy: wersję języka programowania i wersję pozostałych bibliotek, które używasz. U mnie to wygląda tak: zaglądam na stronę języka programowania (w tym przypadku języka Ruby), zaglądam na stronę biblioteki (w tym przypadku Railsów) i nakręcam się na napisanie aplikacji w najnowszej wersji, która wprowadza najświeższe udogodnienia, nowości, nowatorskie technologie i wszystko co sprawia, że bycie geekiem jest piękne i pełne wrażeń jak przejażdżka górską kolejką w parku "Six Flags Great Adventure".

Później przychodzi faza druga, która nazywa się "sprawdźmy co jest na serwerze" i ta przynosi znacznie więcej rozczarowań, niż radości dopóki nie używasz ArchLinux lub nie jesteś twórcą biblioteki, której właśnie zamierzasz użyć. Wtedy klniesz pod nosem, że "przecież administrator mógł przejść na sida" i jakbyś tylko miał uprawnienia użytkownika root!
I tutaj właśnie objawia się piękno RVM. Pozwala ono bowiem bez uprawnienia super-użytkownika zainstalować dowolne wersje języka Ruby, w locie podmieniać interpreter oraz wersje używanych bibliotek, które w wielu różnych kombinacjach mogą koegzystować w wirtualnych środowiskach zwanych gemsetami. Wszystko bez wychodzenia poza katalog domowy.

Friday, August 26, 2011

Jak korporacje dobierają narzędzia

Ten post jest próbą wyrzucenia z siebie drzemiącej głęboko frustracji dotyczącej fatalnego podejścia do doboru narzędzi, w korporacjach, z którymi się zetknąłem.

Trawestując znanego survival-owca oraz Naczelnika Skautów Wielkiej Brytanii "Narzędzia są po to aby wykonywały pracę za Ciebie - nie na odwrót.". Choć zdanie to dotyczyło konserwacji i ostrzenia piły, noża czy siekierki, to pasuje również do naszej, jakże przepełnionej narzędziami, informatycznej rzeczywistości.

Rozpoczynając pracę musisz wybrać narzędzia. Jednak samo ich posiadanie nie rozwiązuje problemu - musi nastąpić etap selekcji. Selekcji, która w dużych firmach podejmowana jest raz i nieodwołalnie, często kilka, anawet kilkanaście lat przed rozpoczęciem projektu, któremu przyjdzie z nich korzystać.

Innymi słowy, narzędzia wybierane są globalnie w skali całej firmy i w tej samej firmie ich używanie jest egzekwowane bez względu na charakter i rodzaj przedsięwzięcia. Zdarza się iż używany jest system kontroli wersji, którego początki pamiętają roku 1992, którego założenia koncepcyjne są na tle nowoczesnych systemów kontroli wersji z gruntu złe. Ogromna ilość pieniędzy, stworzona infrastruktura, ilość znanych rozwiązań problemów oraz doświadczenie tworzą pozorną wartość przekładającą się na równie pozorną łatwość w użyciu tak dobrze "sprawdzonego" i "sprawdzającego się" narzędzia w kolejnym projekcie.

Jednak wszystko to jest iluzoryczne. Przyzwyczajenia ludzi nie świadczą o jakości narzędzia, ani o sprawności jego używania gdyż nawet większa nieudolność, w wykorzystywaniu nowego oprogramowania na początku, może być błyskawicznie zniwelowana sumą zwiększonej prędkości jego działania oraz dobrze przygotowanym programem szkoleń dla osób początkujących, posuniętego nawet do algorytmów postępowania.

Równie fałszywe jest wrażenie "problemów, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć". Często zakładamy, że skoro oprogramowanie zaproponowane przez firmę sprawiło nam wiele kłopotów, to wraz z wprowadzeniem nowego narzędzia pojawią się nowe. Nikt jednak, bardzo często, nie zauważa, że znaczna część tych problemów wynika z wieku narzędzia i architektury oraz koncepcji, które bardzo często nie przystawały do współczesnych realiów. Realiów, w których zostało stworzone nowe narzędzie, dzięki któremu będziemy mogli zminimalizować portfolio "dobrze znanych rozwiązań, dobrze znanych problemów" nawet o 90%.

W epoce kamienia łupanego ludzie do krojenia używali ostrych kamieni. Używali ich ponieważ sprawdzały się, a w pobliżu nie było nic bardziej dostosowanego do krojenia. Dzisiaj jednak używamy noży, toporów, siekier, pił i scyzoryków. Używamy ich na drodze prostej ewolucji, w której narzędzia mniej przydatne przestawały być używane, odchodziły w niepamięć, a zastępowały je lepsze, bardziej użyteczne odpowiedniki. O tym czy narzędzie i jego wykorzystywanie przetrwało do naszych czasów czy nie decydowała jego efektywność.

Kiedy się temu przyjrzymy, wydaje się to rzeczą naturalną. Można wręcz powiedzieć iż stwierdzenie przybliżone w poprzednim akapicie trąci truizmem. Truizm ten nie jest niestety oczywisty w korporacjach, w których w kółko i na okrągło wykorzystuje się stare, zakupione dekadę, albo dwie temu programy. Pomimo dziesiątek problemów i dawno stwierdzonych wad są używane w kolejnych projektach.

Jednak nie tylko wykorzystywanie archaicznych rozwiązań, na dużą skalę, może być błędem. Git to niewątpliwie fantastyczny system kontroli wersji. Pomyli się jednak ten, kto użyje go do projektu Visual Studio 2010, w środowisku opartym o kontroler domeny Windows. Wystarczy bowiem przyjrzeć się Mercurialowi aby dostrzec zalety w formie: natywnego wsparcia dla okienek, świetnej integracji z Visual Studio 2010 dzięki wtyczce VisualHG (znacznie lepszej niż jakakolwiek integracja Gita z Visualem), czy wsparcia dla Single Sign On w postaci HGKerberos, która działa z SPNEGO.

Na tym przykładzie widać, że narzędzia można dobrać lepiej lub gorzej, albo po prostu źle. Moim zdaniem idealnym rozwiązaniem jest tworzenie architektury "per-projekt", w których używane narzędzia będą symbolem "epoki", w której projekt startował. Doskonale rozumiałbym używanie tak archaicznego systemu kontroli wersji jak CVS w projekcie z lat 90siątych, tak jak używanie Subversion w narzędziu, którego początki są datowane na 2000 rok. Konsekwentnie, dobierając nowoczesne rozwiązania do projektów, które powstały na przestrzeni kilku ostatnich lat.


Saturday, August 20, 2011

Świetny program do robienia screenów pod Windows

Zawsze zachwycały mnie screeny prezentowane w sieci przez użytkowników komputerów Mac. I nie chodzi mi o cukierkowy interfejs OS X, ale o ładnie opisane, zaznaczone, wskazane przejrzystymi strzałeczkami elementy.

Zacząłem szukać oprogramowania pod Windows, nawet płatnego, który pozwoliłoby tworzyć równie schludne obrazy, pozwalając na nanoszenie strzałek czy napisów.

Początkowo, wraz z wydaniem Windows 7, zwrócił moją uwagę program "Narzędzie Wycinanie" dostępny wraz z systemem operacyjnym. Był to pierwszy raz kiedy do robienia zrzutu ekranu nie używało się guzika Print Screen, a wykorzystywanym programem wcale nie był Paint.

Pomimo znacznie podwyższonej wygody korzystania możliwości "Narzędzie wycinanie" nie zachwycały. Kilka miesięcy później trafiłem na Screenpresso. O kupnie programu myślałem już nie raz jednak żadna z dostępny po zapłacie opcji nie jest mi do szczęścia potrzebna i darmowa wersja w stu procentach spełnia moje potrzeby i oczekiwania.

Po zainstalowaniu program podpina się pod klawisz PrintScreen przyciemniając ekran i dając nam możliwość wyboru obszaru, który chcemy umieścić na zrzucie. Już na tym etapie otrzymujemy dwa udogodnienia: małą lupkę w prawym dolnym rogu ekranu, która pozwala nam dzięki powiększeniu precyzyjnie dobrać współrzędne prostokąta oraz szalenie użyteczny detektor kontrolek Windows, który po najechaniu zaznacza jej obszar sugerując nam wykonanie screenshotu tego konkretnego okna, pola, przycisku czy obszaru.

Chwilę później możemy już skopiować zawartość zrzutu [CTRL]+[SHIFT]+[C], plik ze zrzutem [CTRL]+[C], zmienić nazwę pliku [F2] czy usunąć nasze dzieło [DEL]. Najciekawszą opcją jest otworzenie zrzutu w wewnętrznym edytorze [ALT]+[E].

Opcji dostępnych w otworzonym przed chwilą oknie nie powstydzi się nawet użytkownik MacOSX. Program pozwala nam:
  • nanosić strzałki
  • tekst
  • zaznaczać eliptyczne lub prostokątne obszary
  • dodawać dymki i ikony
  • numerować punkty
  • podświetlać lub zamazywać fragmenty obrazu
Wszystkie elementy wyglądają szalenie elegancko i schludnie a efekt końcowy naprawdę cieszy oko.

Jeżeli nie wystarcza nam zaznaczanie obszaru ScreenPresso oferuje wykonanie screenshotu poprzednio użytego regionu, całego ekranu lub wykonanie zrzutu tuż po puszczeniu paska przewijania jednego z okien.

Edit
W myśl dewizy "zarabiam - płacę" zakupiłem wspomniany program w celu odblokowania opcji kręcenia filmików dłuższych niż, dostępnych w wersji darmowej, 15 sekund.

To co mile zaskakuje - nie musimy ujmować na filmie całego ekranu - możemy wyznaczyć obszar, który zostanie ujęty na filmiku. Niestety, to wszystko co oferuje obecnie w tej materii ScreenPresso. Nie znajdziemy tu żadnych zaawansowanych efektów, możliwości podświetlania i zaznaczania, przejść czy podążania za kursorem - mam jednak nadzieję, że to czasowe :)

Po nakręceniu filmiku jest on zapisywany w formacie zrozumiały wyłącznie dla wewnętrznego edytora. Aby udostępnić pozostałym nasze dzieło musimy korzystać z opcji konwersji. Tutaj nie możemy narzekać na brak możliwości: MP4, WebM, OGV, WMV czy witryna HTML5. Podążanie za trendami twórców oprogramowania aż zaskakuje.

Każdemu kto tworzy wiele instrukcji i szuka dobrego programu do ubogacania jej zrzutami serdecznie polecam!